Języka prawnicza to skomplikowana języka – gramy we franki

Franki

03Maj

Przeglądając ostatnio uzasadnienie jednego z wyroków dotyczących kredytów frankowych, w jego koszmarnie wprost obszernej i niewiele wnoszącej do doktrynalnych sporów treści, natrafiłem na jeden akapit, który pozwala spojrzeć nieco inaczej na radosną twórczość autorów umów we wszelkiego rodzaju maści korporacjach.

Zacytuję go w całości:

„Zgodnie z art. 65 kc oświadczenie woli należy tak tłumaczyć, jak tego wymagają ze względu na okoliczności, w których złożone zostało, zasady współżycia społecznego oraz ustalone zwyczaje. W umowach należy raczej badać, jaki był zgodny zamiar stron i cel umowy, aniżeli opierać się na jej dosłownym brzmieniu.

Należy podkreślić, że przepis ten nie zakazuje interpretowania umowy zgodnie z jej literalnym brzmieniem. Punktem wyjścia przy interpretacji zawsze jest tekst umowy. To język i słowo pisane jest sposobem komunikacji.

Wszyscy posługujemy się tym samym językiem i po to spisuje się umowę, po to nadaje się odpowiednie brzmienie oświadczeniom woli, aby w razie wątpliwości móc ustalić ich treść. W przypadku gdy na podstawie zapisów nie da się ustalić treści, to wówczas przechodzimy do interpretacji poprzez badanie zgodnego zamiaru stron i celu umowy.

W większym stopniu opieramy się na interpretacji literalnej w przypadku profesjonalnie sporządzanej umowy. Po to jest instytucja notariusza, aby to on w języku prawnym wyraził i oddał wolę stron. Po to kształci się prawników, aby oni sprawnie posługiwali się językiem prawnym i prawniczym. Po to podmioty korzystają z usług prawników, aby to oni w prawidłowy sposób wyrażali wolę swoich klientów.

Również banki przygotowują umowy do masowego zastosowania nie po to, aby każdą umowę interpretować inaczej tylko po to, aby ta umowa ze wszystkimi była interpretowana tak samo – zgodnie z jej literalnym brzmieniem.

Należy mieć na uwadze, że bank przy zawieraniu umowy posługuje się wieloma pracownikami, agentami, o różnym poziomie wykształcenia, a zatem koniecznym jest precyzyjne napisanie umowy. (…) Ponadto należy wskazać, że umowę przygotował i napisał bank i powodowie nie mogli w niej nic sami zmienić, a nawet jak miałoby dojść do zmiany, to wówczas i tak umowa musiałby trafić do banku który sam nadałby odpowiednią redakcję zmianie.

Z tego względu sąd uznał, że umowa musi być interpretowana zgodnie z jej literalnym brzmieniem i wszelkie niedające się wyjaśnić wątpliwości muszą być interpretowane na korzyść powodów.” 

Przekładając powyższy wywód na język potoczny, Sąd stwierdził, iż w umowie przygotowanej przez bank (albo inny profesjonalny podmiot), w zasadzie jedyną dopuszczalną wykładnią treści jest wykładnia literalna. Zatem należy zrozumieć, co jest napisane w umowie.

No to spróbujmy przełożyć to na konkretne przykłady umów przygotowywanych przez banki – chociaż z doświadczenia wiem, iż taka radosna twórczość występuje w każdej korporacji.

Na początek coś takiego:

„Pierwszy okres obowiązywania stawki referencyjnej może być krótszy i rozpoczyna się w dniu wypłaty pierwszej transzy. Koniec pierwszego okresu obowiązywania stawki referencyjnej przypada w dniu poprzedzającym ostatni dzień wymagalności kredytu i odsetek przed upływem pierwszego trzymiesięcznego okresu obowiązywania stawki referencyjnej.

Kolejne trzymiesięczne okresy obowiązywania stawki referencyjnej kończą się w dniu poprzedzającym dzień, który datą odpowiada dniowi, w którym rozpoczął się poprzedni trzymiesięczny okres obowiązywania stawki referencyjnej, z uwzględnieniem zasad liczenia terminów oznaczonych w miesiącach, przewidzianych w przepisach kodeksu cywilnego.

Trywialne pytanie: wypłata pierwszej transzy to 5 lipca, spłata rat kapitałowo-odsetkowych następuje 25 każdego miesiąca; kiedy następuje koniec pierwszego okresu obowiązywania stawki referencyjnej?

Takie pytanie jest za trudne? No to prościej, w jakiej dacie nastąpi pierwsza zmiana oprocentowania?

Czytam te postanowienia, patrzę w nie jak w obraz – i jestem bezsilny.

Mamy w swoim zespole więcej poetów – wrzucam pytanie na forum. Odpowiedzi: jedna osoba obstawia 25 sierpnia, dwie osoby 25 września, a jedna osoba szczerze mówi, że się „nie da”.

No dobrze, mam na szczęście kogo spytać u źródeł – w banku. Odpowiedź: „nie wiem, to komputer liczy”.

Zaczynam się zastanawiać, po co nam treść umowy, skoro wszystko i tak „komputer liczy”.

Zacytowany fragment umowy pochodzi z czasów, gdy bank był jeszcze w „obcych rękach” – być może obcy kapitał nie zna języka polskiego – zatem wówczas niezrozumiała treść bankowi nie przeszkadzała.

Teraz już nastąpił proces „repolonizacji” tegoż banku – pewnie jest lepiej. Akurat dostaję do oceny „świeżutką” umowę kredytu złotowego z tegoż banku.

Zaczynam czytać zasady zmiennego oprocentowania. Czytam, czytam – i nie mogę się doczytać, o co tam chodzi.

Na podstawie wyjątkowo obszernych zapisów nie sposób ustalić, jak winno się określić zmienne oprocentowanie w umowie zawieranej na 30 lat.

No dobrze – może mam problemy z percepcją treści pisanej – proszę zatem panią w banku o pomoc, żeby mi wytłumaczyła, o co chodzi w tych zapisach. Słyszę: „to komputer wylicza”.

Inny przykład – proszę bardzo – kredyt waloryzowany kursem CHF (a w zasadzie wewnętrzną bankową tabelą kursów):

„Oprocentowanie będzie ustalane jako suma stawki odniesienia i stałej marży banku. Stawka odniesienia będzie wyliczana na bazie stawki LIBOR 3-miesięcznej ….”

No tak, niby wszystko jasne, tylko zauważam, iż LIBOR 3m jest publikowany dla USD, CHF, EURO, GBP oraz jena.

To który LIBOR 3m – według literalnej treści – mam wziąć do obliczenia stawki odniesienia?

Zaraz bankowi prawnicy i ekonomiści z oburzeniem stwierdzą: „Jak to który? CHF. Przecież umowa jest indeksowana do CHF”.

A ja się pytam, jaki ma to związek? Umowa jest z 2008 roku, a dopiero w 2016 roku, na mocy rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady EU nr 2016/1011 z dnia 08-06-2016, wprowadzono zasadę zakazu oprocentowania wierzytelności wyrażonych w jednej walucie, wskaźnikami referencyjnymi charakterystycznymi dla innych walut.

Co warto podkreślić, celem wprowadzenia tej regulacji (dopiero w 2016 roku) było uporządkowanie zasad tworzenia przez banki wskaźników w umowach tak, aby nie mieszać wskaźników właściwych dla jednej waluty z inną walutą wierzytelności.

Skoro taki był cel wprowadzonej, ponad 8 lat później od dnia zawarcia umowy kredytowej, regulacji, to oznacza to, że w momencie zawarcia tej umowy możliwym było oprocentowanie wierzytelności odmiennym wskaźnikiem LIBOR 3m, niż waluta indeksacji lub też waluta zobowiązania. A to oznacza, iż literalna treść postanowień dotyczących ustalania oprocentowania nie precyzuje w dostateczny i jednoznaczny sposób ich określenia.

To postanowienie pochodzi z wzorca umowy kredytowej, która była przedmiotem wyrokowania sądu, z którego zaczerpnąłem zacytowany na wstępie fragment o znaczeniu literalnej treści umowy.

Niestety sąd – na ponad 170 stronach uzasadnienia – z którego warte przeczytania są w zasadzie tylko dwa akapity (o drugim napiszę następnym razem), nie pochylił się nawet nad literalną treścią samej umowy i nie dostrzegł, iż zgodnie z literalną treścią umowy nie da się określić wysokości oprocentowania.

Czy taka radosna twórczość jest charakterystyczna wyłącznie dla banków?

Nie. Opiniowałem ostatnio umowę zakupu nowego samochodu. Dla kupującego ważna jest ekologia, ekologia – jak wszyscy wiemy jest dosyć kosztowna – cena samochodu zatem też była odpowiednia.

Czy umowa odpowiadała tej wysokiej cenie? Niezupełnie. Sprzedawca wpisał sobie do umowy m.in. postanowienie, iż gwarancja obowiązuje wyłącznie na terenie RP.

Pytam się kupującego, czy oby na pewno ten zwrot mu nie przeszkadza – słyszę, że absolutnie tak nie może być, bo przecież on będzie jeździł tym samochodem po Europie – zatem gwarancja winna obejmować co najmniej teren Unii Europejskiej.

W pełni się z nim zgadzam, podejmuję zatem próbę zmiany tego zapisu w proponowanej umowie sprzedaży.

Dealer odsyła do centrali producenta, centrala przekierowuje do swojego mecenasa odpowiedzialnego za treść umowy i w wyniku wskazania swoich obiekcji dostaję propozycję poprawki do umowy (przez litość nie wskażę, o którego producenta samochodów chodzi): “Gwarancja obowiązuje wyłącznie na terenie RP. W przypadku awarii poza granicami RP, Sprzedawca może wyrazić zgodę na dokonanie naprawy poza terenem RP na jego koszt”.

Czy również widzicie słowo “może” , czy tylko ja nie umiem czytać “poezji umów”?

Reasumując. Zwracajmy wszyscy uwagę, co jest napisane w umowach, czytajmy je ze zrozumieniem, a nie na zasadzie domyślania się, co autor miał na myśli.

Sądzę, że co najmniej połowa umów frankowych nadaje się do unieważnienia nie dlatego, że są to franki, tylko dlatego, że są one po prostu źle napisane.

 

Mogą Cię zainteresować

10Lip

Kredyt frankowy a prawo zatrzymania. Kolejne ważne orzeczenie Sądu Najwyższego

Kredyt frankowy a prawo zatrzymania. Kolejne ważne orzeczenie Sądu Najwyższego

26Kwi

Najnowsze orzeczenie SN w sprawie franków. Co orzekł Sąd Najwyższy i jakie to ma konsekwencje dla frankowiczów?

Najnowsze orzeczenie SN w sprawie franków. Co orzekł Sąd Najwyższy i jakie to ma konsekwencje dla frankowiczów?
wszystkie wpisy